Nareszcie wróciło lato! Czerwiec nas nie rozpieszczal w tym roku - w przeciwieństwie do maja, który był wyjątkowo ciepły. A skoro na zewnątrz znowu świeci słońce, trzeba koniecznie z tego skorzystać!
I właśnie to robiliśmy w ten weekend! (a właściwie kilka weekendów temu)
W NIEDOCZASIE
Przyznaję, piątek żyłam w niedoczasie - był to jeden z tych dni, gdy wszystko jest na nie - a mi po prostu nic się nie chce. Zamiast raźno zabrać się do pracy (nauki lub ćwiczeń) - po prostu zakopałam się pod kołdrą i oglądałam filmy. Julian odsypiał nieprzespana noc, a ja - jako, że zdążyłam wypić z rana kawę - oglądałam sobie filmy. Takie wiecie - nie za ciężkie, o zabarwieniu romantycznym - idealne na chandrę i nic nie robienie. Obiadu też nie ugotowałam, nie chciało mi się - ale i tak bywa. (Chyba, że pomyliłam piątek z czwartkiem - a to znaczy, że do południa spałam... )
Gdy wrócił Marcin zrobiło się weselej, ja ogarnęłam zakupy - Marcin obiad, a Julian zasnął tacie na ramieniu. Słuchaliśmy muzyki i dobrze nam było. Tak po prostu - bez fajerwerków. Czasem dobrze jest się zatrzymać, pomilczeć - a czasem trzeba śpiewać! Julian bawi się wyśmienicie, szczególnie podczas tatynych solówek - ja trochę z boczku, rozpływam się - dobrze mi...
Na koniec dnia idziemy na lody - no przecież jest lato! Nasz mały chłopiec aż piszczy z radości, co dwa kroki zatrzymuje się żeby polizać loda (koniecznie w rożku) - a my turlamy się że śmiechu (oczywiście tak, żeby nie widział). Mówię Wam - to trzeba zobaczyć! No i bam! Chłopiec leży na chodniku, a przed nim roztrzaskany słodycz. I już już - łzy cisną się do oczu a usteczka układają w podkówkę, ale mama jest szybsza! Ta-dam!
Kupiliśmy na wszelki wypadek dwa lody - oficjalnie jeden dla mamy, jeden dla chłopca - ale ostatecznie wyszło tak, że ja zostałam z niczym. No - nie z niczym - z szczęśliwym dzieckiem, które wie, że rodzice mogą wszystko! W sobotę już nie płakał jak kolejny rożek wylądował na ziemi - już wie, że to nie jest problem.
SPACER DOBRY NA WSZYSTKO
Zdecydowanie! Sobota była bardzo spacerowa - właściwie większość dnia spędziliśmy na powietrzu. Tup tup tup i przed siebie! Nasz Julek uwielbia chodzić! Ciągle odkrywamy nowe miejsca - ścieżki, których dotąd nie znaliśmy, bramy obrośnięte błyszczem i stare kamienice. Był czas na plac zabaw i sypanie piaskiem, na smaczny obiad i pyszne lody. Latem lody to przecież podstawa! Był spacer z mamą, był spacer z tatą i wszyscy razem też się wybraliśmy. Tak leniwie i bez pośpiechu, nóżka za nóżka - i do przodu!
BASEN!
I trzy godziny pluskania się w wodzie. Julian, gdy widzi błękit akwenu skacze i piszczy z radości! Woda to z pewnością jego żywioł! Było cudnie, po prostu.
Wybraliśmy się do Essen, na duży - polecany przez wszystkich ośrodek. Faktycznie - naliczyłam sześć basenów, każdy z innymi atrakcjami. Nawet fale były! Bawiliśmy się cudownie i na pewno jeszcze tam wrócimy. Ostatnio baseny to chyba jedna z moich ulubionych rozrywek - a może po prostu tak bardzo cieszy mnie radość naszego syna? W każdym razie wycieczka na basen zawsze mile widziana!
A PO POŁUDNIU...
... już tylko lenistwo! Szybki obiad i dobry film, lemoniada i dużo tulenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz