Dobry, szczęśliwy czas szybko mija. Nasze wakacje również się skończyły. Już w 'prawie domu', we dwoje z Małym Chłopcem w brzuszku. Bardzo aktywnym Chłopcem!
Wyjazd był wspaniały i chętnie zostałabym dłużej! Uwielbiam moich rodziców i ich ciepły, kochający dom. Uwielbiam, że czekają - na mnie i na niego. I na naszego Julka, który nareszcie pokopał Babcię!
Uwielbiam mojego Tatę, który twardy - mimochodem uroni kilka łez ciesząc się na mój widok. Kocham tych kilka godzin, które mogę spędzić z bratem - z moim małym Adaśkiem, który wyrósł już na mężczyznę. No i Mama - niezastąpiona, najwspanialsza na świecie - która czeka z obiadem, która płacze ze szczęścia na myśl o wnuku, która zawsze jest.
Nasz ostatni wyjazd we dwoje. Ostatni przed przybyciem Julka.
Udało się zrobić wszystko, co zaplanowałam. Odwiedziliśmy teściów - choć niestety Mama Marcina była w szpitalu. Pobawiliśmy się z dziećmi, które z miesiąca na miesiąc są coraz większe. Wiele zmian u nich widać... Widzieliśmy się z Martą i jej chłopakami. Widzieliśmy też malutką Madzię, zaledwie kilka miesięcy starszą od naszego syna. Jaka ona śliczna! Jaka malusieńka! Cudo małe... Wee, wee i do mamusi - u mamusi najlepiej.
Potem Dom! Moi najbliżsi. Mama miała wolne, mogłyśmy się nagadać. Dużo dobrego jedzenia i słodkie ciasto. Goście. Wielka walizka pełna drobiazgów - małe body i spodenki, buteleczki i smoczki, kocyki. Jest też leżaczek. Wózek od Moni i nosidełko czekają na transport. Piękne to wszystko - dla mojego Julka. Jagoda tańczyła kółko graniaste. Cudnie tak przyjechać do domu.
Dwa dni w Poznaniu, właściwie półtora. Wszystko udało się załatwić, zakupy spodniowe dla mojego Męża i pyszny obiad w Zdolni na Piekarach. Menu podzielone na masę i rzeźbę, bardzo sportowo i serwują piwo. Fajnie, smacznie i przyjemnie. Fantastyczny barman, który towarzyszył nam przy jedzeniu (usiedliśmy - jak to w naszym zwyczaju leży - przy barze, oczywiście są też stoliki). Marcin wybrał masę i placki po węgiersku (wielkie!), ja zdecydowałam się na zdrowy gulasz z batatów, cukinii, bakłażana, czerwonej papryki i indyka zanurzonych w mleczku kokosowym. Pycha i do powtórzenia w domu, na dodatek wszystko ładnie podane, przyjemna muzyka w tle i w całości przyjemnie. Polecam!
Wieczór w towarzystwie starego znajomego mojego Męża. Dużo śmiechu, trochę wspomnień. Historia i polityka. Dla mnie dwie karafki soku pomarańczowego i lody, dla chłopaków piwo. Miło tak z ludźmi.
W sobotę wybraliśmy się do Leszna. Pobudka o piątej rano i śniadanie na wynos. Dawno nie jeździłam pociągiem. Babcia i Ciocia przyjęły nas wspaniale. Jedzenie, spacer, obiad, lenistwo i podwieczorek. Smacznie i wesoło. Kilka łez wzruszenia. Najlepszy galat na świecie. Cieszę się, że się tak uparłam na ten wyjazd - tak niewiele trzeba aby sprawić innym radość. Wiem, że Marcin jest dla nich ważny bo go wychowały - taka niespodzianka sprawiła im przyjemność. A i mój Mąż się cieszył, znam go. Warto było poświęcić ten dzień na tak miłą wycieczkę!
Nadeszła niedziela i czas aby się pakować. Ostatnie rozmowy i przytulańce. Dużo czasu udało mi się spędzić u moich rodziców z czego się cieszę - a i Marcin się nie nudził. Wracamy pięć kilo ciężsi i w dobrych humorach. Nawet trzygodzinne opóźnienie lotu nie popsuło tej radości.
Przespaliśmy cały poniedziałek (właściwie popołudnie bo dopiero o 14 byliśmy w 'prawie domu'). Leniuchowaliśmy wtorek, a dziś już czas na życie.
Wspaniały wyjazd. Intensywne wakacje. Brak zdjęć, bo nie było czasu. Muszą zostać wspomnienia.
..bo do domu się zawsze chętnie wraca :)
OdpowiedzUsuńBrak zdjęć zawsze oznajmia wspaniały czas z rodziną. Wtedy się nawet o aparacie nie myśli :)
OdpowiedzUsuńJak najwięcej takich wyjazdów!
OdpowiedzUsuńZawsze miło wraca się do rodzinnego domu :)
OdpowiedzUsuńOj tak, bo przecież u Mamy najlepiej!
OdpowiedzUsuńTo prawda, że do domu rodzinnego zawsze chętnie się wraca. Jakiś taki spokój, ciepło... nawet kiedy 6 dzieci (tyle ich w naszej rodzince) biega i krzyczy, to jednak wydaje się, że jest "spokojnie", bo wszyscy jesteśmy razem w domu, w którym każdy czuje się bezpieczny :)
OdpowiedzUsuńU mnie też zawsze coś się dzieje - uwielbiam to! Ale po powrocie do domu potrzebuje ekstra dzień na wypoczynek ;)
UsuńOby jak najwięcej takich urlopów ;)
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie jak ciocia zareagowała na te kopniaki ;) no i muszę przyznać, że coś po cioci odziedziczyłam, bo czytając ten post też płakałam! Pozdrawiam i życzę dużo, dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńWspaniale, kiedy wracamy, choć na chwilę, do rodzinnego domu, taka wizyta bardzo nas uskrzydla, czasem działa kojąco, a kiedy indziej wlewa w nas dumę z rodziny. :)
OdpowiedzUsuń