Tego lata wyjątkowo miałam nieodpartą ochotę pospacerować po plaży. Tym bardziej, że nad morzem ostatnio byłam trzy lata temu - jeszcze jako niezamężna, nie zaręczona nawet, młoda kobieta.
[Zresztą było to naprawdę wyjątkowe lato spędzone z przyjaciółmi i rodziną. Lato, które zmieniło całe moje życie!]
A jeśli nad morze - to gdzie? Najbliżej mam Morze Północne!
Jak to z planowaniem bywa - zawsze coś wyskoczy. A to brzydka pogoda, a to nadgodziny męża, a to nadwyrężony budżet - a nawet samochód potrafi odmówić współpracy. Ale się udało! Pewnej sierpniowe niedzieli wstaliśmy o świcie i ruszyliśmy w drogę do Vlissingen!
Vlissingen jest to miejscowość portowa znajdująca się w południowo - zachodniej Holandii w prowincji Zealand. Malowniczo położone na dawnej wyspie (obecnie półwysep) Walcheren w estuarium rzeki Skalny.
Obecny w mieście i jego okolicach przemysł w postaci czynnych stoczni, zakładów metalurgicznych, rafinerii a nawet elektrowni nuklearnej nie przeszkadza w rozwoju turystyki. Senne i spokojne bulwar, kręte uliczki otoczone czternastowiecznymi nawet zabytkami przyciągają głównie ludzi starszych z całej Zachodniej Europy. Brak jarmarcznych w swym charakterze rozrywek czyni centrum Vlissingen oazą spokoju i doskonałym miejscem na odpoczynek.
Podczas spaceru można tam zobaczyć piękne, średniowieczne kamieniczki, ratusz miejski i rynek z czasów świetności holenderskiej republiki kupieckiej (czyli z XVII wieku), czy dawny arsenał Marynarki Wojennej. Warto zajrzeć do muzeum Admirała Michiela Adriaanszoona de Ruijte oraz odwiedzić Kościół Groteska Kerk z XIV wieku.
Warto wspomnieć także o polskim akcencie związanym z miastem. W stoczni Marynarki Wojennej De Schelde zbudowano dla Polski okręt wojenny ORP Orzeł, którego pierwsze wodowanie odbyło się w styczniu 1938 roku, a 2 lutego 1939 roku okręt został oficjalnie włączony do Polskiej Marynarki Wojennej. Ciekawostką jest fakt, że okręt zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w 1940 roku podczas patrolu na Morzu Północnym.
My w Vlissingen spędziliśmy cudowne popołudnie - długi spacer po plaży, obiad w przybrzeżnej restauracji i błądzenie między kolorowymi uliczkami miasta. Gorąco polecam wszystkim zmęczonym tłocznymi kurortami i nadmiernym szumem ulic!
(Niestety mam zaledwie kilka zdjęć i to jeszcze kiepskich... W natłoku wrażeń zabrakło czasu na fotografię...)
Ach jak pięknie, uwielbiam takie spokojne, nadmorskie miasteczka należę wlasnie do grona osób zmęczony kurortami ;)
OdpowiedzUsuńNie Ty jedna :)
OdpowiedzUsuńMój mąż bardzo nie lubi tłumów. Mi to aż tak bardzo nie przeszkadza a zdjęcia są piękne
OdpowiedzUsuńślicznie, tak spokojnie! aż chciałoby się tam być ;)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie tam...
OdpowiedzUsuńPięknie. Jeśli morze to właśnie wtedy, kiedy nie ma nad nim dzikich tłumów.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą! Sama zawsze wybieram miejsca spokojne lub te, na które minął sezon - co zapewnia mi dużo przestrzeni :)
UsuńMorze ma swój urok, chyba dlatego nas tak przyciąga.
OdpowiedzUsuńJa w tym roku nałapałam trochę tej atmosfery na plaży w Grecji :)
Zazdroszczę Grecji! Ja w tym roku nie miałam szczęścia do słonecznych dni... Każdy nasz wyjazd był skropiony choćby małym deszczem.
UsuńNa świecie jest mnóstwo nieodkrytych, a czasami nawet niedocenianych miejsc. :)
OdpowiedzUsuńNadmorskie miasteczka mają swój urok:)
OdpowiedzUsuńPieknie! Chcialabym mieszkac nad morzem :)
OdpowiedzUsuńTeż mieliśmy taki plan (nie nad samym morzem, ale jakieś 20-30 km od), niestety nie udało się - ale może kiedyś?
Usuńprzepiękne zdjęcia <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA mi ostatnio się śnił Amsterdam... Czas się wybrać i zwiedzić Holandię!
OdpowiedzUsuńJa mam tak samo! Tylko czekam na tanie linie lotnicze, które mnie tam dowiozą ;)
UsuńJa mieszkam 150 km od Amsterdamu i nigdy mi nie po drodze...
Usuń