Długo, długo, długo mnie tu nie było - a czas leci nieubłaganie. Ostatnio tylko kilka słów - dobre wieści. Będziemy rodzicami.
Termin na 25 luty 2017. Ostatnio 2,7 cm - teraz z pewnością więcej. Między czasie byliśmy w Domu Rodzinnym, wizyty u mnie i u Niego - a właściwie u naszych rodziców. Nikt nie cieszył się tak bardzo jak moja mama - dzięki jej za to!
Praca - dom, praca - dom: a właściwie substytut domu, bo to tylko cztery ściany. Dostaliśmy piękne mieszkanie, ale niefortunnie musieliśmy z niego zrezygnować ze względu na zawirowania natury finansowej. Idziemy dalej, zobaczymy co czas przyniesie.
Mój Marcin martwi się na zapas, martwi się za bardzo - a mnie to jego martwienie martwi jeszcze bardziej. Nie lubię, jak się smuci. Mój dobry, odpowiedzialny Mąż. Czasem, aż zaa odpowiedzialny. Nie to co ja - lekkoduch, któremu zawsze się udaje - bo przecież czas przyniesie rozwiązanie, wreszcie coś wymyślę - czyż nie?
Samopoczucie wraca do normy, choć percepcja smaków i zapachów mnie zadziwia. O tym pewnie jeszcze innym razem - tymczasem nie pijam kawy, nie lubię już frytek, na mięso spoglądam pogardliwie. Ciąża jest lepsza niż najlepsza dieta - warzywa, warzywa i woda, ewentualnie sok. Dużo, dużo witamin. Mleko, biały ser i ryż ostatnimi dniami. Ale z ryżem pewnie mi przejdzie, podobnie jak przeszło z białymi bułkami, bananami i melonem.
A ja skomentuję - to piękny czas, mimo niedogodności, nurzaj się w nim jak w kwiatach na łące ;) Serio :) Ten rosnący punkcik na ekranie wprawia w euforię, za każdym razem bardziej ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki