niedziela, 9 października 2016

Tato, a dlaczego kaktus ma kolce?




Wieści ogłoszone - wszyscy się radują. Będziemy rodzicami, będziemy dziadkami, będę wujkiem. Wyczekiwane dwie czerwone kreski zmieniają całe życie. Dziecko rośnie w brzuszku, tata po tym brzuszku głaszcze i całuje. Kupujemy czapeczki, body, pajacyki i zastanawiamy się co jeszcze będzie nam potrzebne - ale czy na pewno?



Zanim przejdę do kontynuacji - zastrzegam: tekst jest tylko poglądowy, zastanowił mnie temat i chciałabym o tym napisać. Podkreślam, że nie zawsze tak jest i nic złego nie mam na myśl - nikogo też nie chcę obrazić! Zapraszam za to do dyskusji, bo problem jest (przynajmniej moim zdaniem) - ciekawy. Wielowarstwowość mnie zachwyca!


Więc jak to jest z tymi dwoma kreskami? Co się wtedy czuję? Przecież tak długo czekałaś, marzyłaś o tym - choć nie każdy przecież marzy o byciu rodzicem. Nie zapominajmy.


Ja poczułam radość, niedowierzanie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech - ten o charakterze niezmywalnym. Choć nie wiem jak bardzo chciałabym zachować powagę, nie potrafię pozbyć się go z twarzy. Uśmiech od ucha do ucha ukazujący wszystkie zęby. Wielokrotnie zastanawiałam się jak to powiem Marcinowi - tymczasem po prostu, bez zastanowienia wparowałam do kuchni i z tym zniewalającym uśmiechem ogłosiłam, że "chyba będziemy rodzicami" - "jak to chyba?" zapytał mąż wcale nie wyglądający na zachwyconego. Krótka wymiana zdań: "i co teraz?" "co teraz zrobimy?" "za co będziemy żyć?" "a mieszkanie?" i krótkie "nie wiem" z mojej strony. Potem godzina milczenia. Nie brzmi to rewelacyjnie...


Po tej straszliwej godzinie i na Niego spłynęła radość i uniesienie, choć wcale nie rozwiały się wątpliwości. Nie rozwiały się do dziś, bo przecież to nie jest odpowiedni moment (nigdy nie jest), bo pieniędzy jest (zawsze) mało, bo przecież nawet nie mamy mieszkania. Mogłabym tak bez końca.


Przykro mi było, że mąż nie cieszył się tak jak ja - że jego obawy o przyszłość zasłoniły niebo ciemnymi chmurami, że odpowiedzialność i rozsądek którymi się wykazał były mi nie w smak. Słyszałam niedawno, że "dzieci planują tylko Ci, którzy mają problem z poczęciem". Coś w tym jest. Mój mąż natomiast zapytany czy planowaliśmy dziecko odpowiada, że "żona planowała".


Decyzja o poczęciu dziecka jest trudna, szczególnie jeśli życie nie jest usłane różami - a miłość to niestety nie wszystko. Dobrze mieć plan, ale nie tak łatwo go wymyślić. Dobrze też, gdy jest się na kim wesprzeć i podzielić wątpliwościami. Nie można przecież oczekiwać, że różni ludzie w ten sam sposób okażą te same emocje. Ludzie są różni, mają własne pragnienia i indywidualne sytuacje życiowe. Nie ma dwóch takich samych zdarzeń - nie wolno zatem krytykować. Zrozumienie, a nawet pobłażliwość są w cenie - przecież nikt nie chce być krytykowany, oceniany bez właściwego zrozumienia, bez możliwości wyjaśnienia swojego punktu widzenia.


Czy fakt, że na wieść o byciu rodzicem nie skaczemy z radości jest powodem do wstydu? Czy warto przyznawać się, że wiadomość ta nas zaskoczyła i właściwie zbiła z tropu? Przecież lekarz mówił, że leczenie potrwa przynajmniej rok, nie spodziewałam się... Nie jestem przygotowana... Ale tego przecież nikt nie wie - nikt nawet o to nie pyta. Zastanówmy się, czy warto?


Kaktus przecież zawsze ma kolce. Do obrony przed dzikimi zwierzętami, spragnionymi wody - którą ma w sobie...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz